W Ameryce skandal wywołał młody chłopaczyna z Indonezji (o jego przekręcie pisałam w artykule Kryminalne zagadki Domaine de la Romanee-Conti), a w Europie - pazerni Austriacy. I to właśnie o nich będzie ten skromny post, bo wczorajsze wina były z Austrii i były dobre. Były tak dobre, że nie sposób zapomnieć dlaczego takie się stały.
Wina z Austrii - afera glikolowa
Żeby być w czymś doskonałym, zaczyna się najczęściej od bycia beznadziejnym. Takie też były niektóre wina z Austrii. Ich producenci wspięli się na wyżyny nieuczciwości i zwykłego ludzkiego chamstwa. Jak to w takich opowieściach bywa, ich samozadowolenie trwało do czasu. Czas ten nadszedł w 1985 roku gdy zdemaskowano ich praktyki, a wywołana "afera glikolowa", jest uważana przez wielu za największą w winiarstwie w ostatnich dekadach.
O co chodziło w austriackiej aferze glikolowej?
Sprawa jest prosta jak wzór chemiczny glikolu. Winiarze w umowach zawartych z dużymi marketami zobowiązali się do dostarczenia win typu Auslese. To wina słodkie, moszcz do ich produkcji zawiera w sobie sporo cukru. Zaczęły się jednak problemy gdy okazało się, że cukru w cukrze jest niestety za mało. Matka Natura sprawiła, że rok 1982 i 1983 był w Austrii szczególnie cienki, a z kontraktów trzeba było się przecież wywiązać.
Dodanie zwykłej sacharozy było zbyt prymitywne dla przebiegłych Austriaków. To przede wszystkim jego obecności szuka się w badaniach kontrolnych. Trzeba było poszukać innej alternatywy... I postanowiono wykorzystać glikol. Kandydatem do zastosowania był idealnym, nie tylko dosładzał wino ale i poprawiał jego budowę dodając krągłości.
Cóż, że glikol to silnie toksyczny płyn, używany do chłodnic samochodowych i produkcji rozpuszczalników. Cóż, że uszkadza mózg, wątrobę i nerki, a już 100ml powoduje zgon.

Glikol etylenowy- pychota!
By odbudować stracone zaufanie nie wystarczyło być teraz dobrym, trzeba było być doskonałym. Tacy też się stali. Zaczęła się nowa era winiarstwa w Austrii, której wyznacznikiem stała się jakość. Urzędnicy wzięli się ostro do roboty (w końcu przecież "Ordnung muss sein"). W konsekwencji ustalono nowe prawo winiarskie, które jest bardzo restrykcyjne i reguluje dosłownie wszystko.
Glikol pomimo, że toksyczny, wyszedł Austrii na dobre.
- Tak konkludowałam siedząc wczoraj przy ichnim cudownym eisweinie i marząc o tym, by jednak okazało się, że kieliszek nie ma dna.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza