W dzieciństwie uwielbiałam zapach benzyny. Każdy postój na stacji benzynowej był okazją do wdychania specyficznych zapachów. Dziwne zamiłowanie z wiekiem zniknęło, ale w zamian pojawiło się inne. Teraz uważam, że ciekawym jest zapach kociego moczu. Co więcej- pożądany w niektórych przypadkach!
No cóż, dziwaków nie sieją...
Pocieszeniem niejakim jest fakt, że w kręgu ludzi zafascynowanych winem nie jest to odosobniony przypadek. Wierzcie lub nie:
Winomani lubią wąchać kocie siuśki!
Ale, by się nie rozpędzać i takiemu delikwentowi z poświęceniem nie podtykać kuwety pod nos biednego zwierzaka, już wyjaśniam: chodzi tylko i wyłącznie o aromaty występujące w winie.
Jeśli jesteście głodni wrażeń i chcecie poczuć to na własnym ciele (oh, pardon- nosie) to szczególnie predysponowane do "wydzielania" takich zapachów są wina ze szczepu sauvignon blanc. Szukać ich można w konkretnych apelacjach. Prym wiedzie tu Dolina Loary ze swoim słynnym Sancerre i Pouilly-Fume. Za pochodzącą stamtąd dobrą butelkę, szczególnie w towarzystwie koziego sera, wielu dałoby się pokroić.
Aromat kocich siuśków powodem do dumy!
Komu mało, polecam poszukać głębiej, takich perełek jest więcej... I nie dajcie się zwieść eufemizmom! Wiadomo, że żaden winiarz przy zdrowych zmysłach nie będzie polecał w tak dosłowny sposób swoich win. Można za to uraczyć się (jak to mówią/piszą) aromatami zwierzęcymi, czy rustykalnymi. A co się za tym kryje? Cóż, może to być tak samo sierść mokrego psa, pot lub kurze kupy (dla mniej wrażliwych: obornik).
W paru winach wywąchałem ostatnio oponę, kiszoną kapustę, podgotowaną lekko ukiszoną kapustę. Żona nawet warsztat samochodowy ;)
OdpowiedzUsuńOpona- czyżby Pinotage?
UsuńNie pamiętam. Za to pamiętam lekko ugotowaną kapuchę w tanim Flaugergues Le Vin de l’Uncle Charles Pays d’Oc IGP :D
Usuń